czwartek, 28 lipca 2016

Rozdział 4 [Sezon 2] ,,Marzenia nie znikają..."

Rozdział z dedykacją dla mojego Fikuska: Interueniente <3 Loff you but no incest my sister xD 


*Pov Luna*

/Znów jestem na opustoszałej drodze. Tym razem postanowiłam pójść na wprost...Wokół mnie panowała cisza. Nie wiał wiatr, nic nie dawało oznak życia. Znów usłyszałam łamane gałęzie, ale tym razem nie zauważyłam żadnej postaci zmierzającej w moim kierunku. Usłyszałam dźwięk spadającej bransoletki.../

Otworzyłam oczy, a jedynym źródłem światła był blask księżyca wpadający przez okno. Silny podmuch wiatru otworzył szerzej okno, a do pokoju wpadło zimne powietrze. Położyłam głowę na poduszce i zamknęłam oczy. Kręciłam się z boku na bok i co jakiś czas poprawiałam poduszkę.
Wreszcie znalazłam wygodną pozycje i oddałam się w ramiona Morfeusza.

***

Po otwarciu oczu, wzięłam telefon do rąk i sprawdziłam godzinę. Była 12:34. W oczy rzuciły mi się dwie wiadomości.
Poczułam ucisk w podbrzuszu. Czuł się winny mojemu zachowaniu, a ja go po prostu olewam. Zrobiło mi się głupio i niewiele myśląc odpisałam.

Odłożyłam telefon i zeszłam na dół, gdzie czekały na mnie naleśniki. Wyglądało na to, że zostałam sama w domu, w którym nie czułam się bezpiecznie pomimo ochrony. 
Zjadłam śniadanie i poszłam do swojego pokoju. Ubrałam się, uczesałam i lekko pomalowałam, po czym wrzucając do torby portfel, telefon i inne potrzebne rzeczy. Opuściłam dom i w duchu cieszyłam się, że znałam Gdańsk i wszystkie jego zakamarki. Skierowałam się do kawiarni, w której niegdyś przesiadywałam godzinami. Lokal zazwyczaj świecił pustką, ale gdy odbywa się konkurs taneczny, panuje tam istny chaos. Właśnie...Taniec był dla mnie odskocznią od problemów. Nie wiem czemu z niego zrezygnowałam, ale czuję, że nie pasuje już do tego środowiska. Wszyscy mówili mi, że nie powinnam marnować tak wielkiego talentu, ale jak to ja-nie posłuchałam ich. Nadal ciągnie mnie do tańca, lecz nie wiem czy się jeszcze nadaję. Kiedyś wygrywałam każdy konkurs, a teraz pozostały tylko wspomnienia. 
Usiadłam w najdalszym kącie kawiarenki i zamówiłam cappuccino. Zamówienie pojawiło się przede mną, a ja cicho podziękowałam.
-Czy ty przypadkiem nie jesteś Luna Grey?-Spytała brunetka.
-Tak to ja.-Mruknęłam.
-Głośno o tobie w tej kawiarni. Jestem Abigail Clark, ale mów mi Abby.-Uśmiechnęła się.
-Miło mi cię poznać. Dlaczego jest o mnie głośno?-Zaśmiałam się lekko.
-Jesteś królową tańca, a teraz wszyscy liczą, że powróciłaś skopać tyłki innym.-Rozejrzała się po lokalu.
-Nie mają na co liczyć.-Westchnęłam.
-Co? Czemu?-Spytała zawiedziona.
-Poddałam się.-Wzruszyłam ramionami.
-Nie miałaś marzeń związanych z tańcem?-Spytała.
-Miałam, ale nie rozumiem o co ci chodzi.-Popatrzyłam na nią zdziwiona.
-Marzenia nie znikają podobne jak blizny.-Podała mi kartkę, na której napisany był ciąg liczb i odeszła obsłużyć parę zakochanych. Nie wieże w to co mówię, ale może Abby ma rację? 

***

'Doszczętnie zwariowałam', pomyślałam gdy przekroczyłam próg akademii tanecznej. Wszyscy zwrócili oczy w moją stronę, a ja podeszłam do dawnej trenerki.
-Dzień dobry.-Powiedziałam zmieszana przez przenikliwy wzrok tancerzy i pracowników.
-Witaj Luno! O czym chcesz ze mną gadać?-Uśmiechnęła się pani Kwiatkowska.
-Chciałabym wrócić na parkiet.-Popatrzyłam na twarz kobiety, na której pojawił się szeroki uśmiech.
-Bardzo się cieszę. Zawsze trzymałam jedno miejsce dla najlepszej tancerki.-Przytuliła mnie.-Leć się przebrać.-Powiedziała, a ja pobiegłam do szatni. 
Przebrałam się w strój do treningów i poszłam na sale. Cały budynek przywoływał wspomnienia i przywracał uśmiech, którego czasami brakuję.
-Uwaga grupo!-Pani Kwiatkowska zwróciła uwagę wszystkich osób.-Luna powróciła.-Objęła mnie ramieniem, a wszyscy za wiwatowali. Stęskniłam się za nimi.
-Poczekajcie, bo nie skończyłam. Za dwa tygodnie odbywa się przesłuchanie do klasy tanecznej w Manhattan Academy. Mam nadzieję, że spróbujecie swoich sił.-Uśmiechnęła się, a ja poczułam zawahanie. Przecież nie powiem rodzicom: "Hej...Rezygnuje ze studiów w Gdańsku i lecę do Nowego Yorku". Czemu moje życie musi się tak komplikować? 
Tańczyliśmy układ, który był trudny, a jednak mi nie sprawiał problemu.
-Brawo!-Krzyknęła pani Kwiatkowska, a ja złapałam się za serce.-To koniec na dziś. Dowiedzenia.-Posłała nam jeden ze swoich uśmiechów i opuściliśmy salę.
-Cieszymy się, że wróciłaś.-Uśmiechnął się Kuba.
-Brakowało nam ciebie.-Dodała Karolina mocno mnie przytulając.
-Mi też was brakowało.-Zaśmiałam się. W szatni dziewczyn jak zwykle mówione były plotki. Po ubraniu swoich rzeczy wyszłam z budynku i skierowałam się do domu. W salonie siedzieli moi rodzice oraz Rayan.
-Cześć!-Powiedziałam wpychając się na kanapę.
-Gdzie byłaś?-Spytał tata.
-W akademii.-Mruknęłam, a wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę.
-Powiedz, że powróciłaś do tańca, proszę!-Mój brat zrobił maślane oczka.
-Tak powróciłam do tańca.-Zaśmiałam się lekko.
-Yeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeey!-Krzyk Rayna zapewne usłyszeli nawet w Londynie.
-Tylko nie wiem czy nie pójść na przesłuchanie do Manhattan Academy.-Powiedziałam cicho, a wszyscy zamarli.
-Jeśli tego pragniesz, my ci tego nie zabronimy.-Powiedziała mama.
-Pójdę na to przesłuchanie, ale nie wiem czy jest sens.-Mruknęłam i poszłam do pokoju. Chwyciłam telefon i wpisałam Abbie do kontaktów. Po chwili zdecydowałam się do niej napisać.
Uśmiechnęłam się lekko. Mam szansę zdobyć przyjaciółkę, która mnie zrozumie i wesprze w trudnych chwilach. 
-Luna, mogę wejść?-Rayan zapukał do drzwi.
-Proszę.-Powiedziałam i spojrzałam w stronę drzwi.
-Naprawdę chcesz wrócić do Nowego Yorku?-Spytał siadając obok mnie.
-Tak. To moje marzenie.-Powiedziałam szczerzę.
-Cieszę się, że wróciłaś do tańca. Muszę ci coś powiedzieć.-Mruknął.
-Słucham cię.-Uśmiechnęłam się lekko.
-Wyjeżdżam razem z tobą.-Poczochrał moje włosy.
-Czemu?-Zdziwiłam się.
-Dowiesz się tego jak już będziemy w Nowym Yorku.-Mruknął cicho.
-Rodzice wiedzą?-Spytałam.
-Wiedzą.-Przytuliłam go, po czym zeszliśmy na dół. Usiadłam na kanapie, a Rayan położył mi się na kolanach. Zaśmiałam się lekko i go zrzuciłam.
-Ejj!-Wstał z podłogi.
-Kup se klej.-Wybuchłam śmiechem. Chłopak znów przygniótł mnie swoim ciałem, ale tym razem nie dał się zrzucić. Oglądaliśmy jakiś denny serial, ale śmialiśmy się wniebogłosy ze wspomnień opowiadanych na zmianę.
-Pamiętasz jak wyjechaliśmy do June Lake?-Spytał Rayan, a ja pokiwałam głową.
-Wpadłeś do jeziora.-Znów wybuch śmiechu. 
-Dzieciaki skończcie już, bo z tatą umrzemy ze śmiechu.-Mama zajrzała do salonu z rozbawioną miną.
-Spokojnie...Nie tylko wy.-Rayan podniósł się do pozycji siedzącej z głupkowatym uśmieszkiem.
-Idźcie spać.-Mama machnęła na nas ręką, a chłopak wziął mnie w stylu panny młodej i zaczął wnosić po schodach.
-Wreszcie odnosisz się do mnie z należytym szacunkiem.-Uśmiechnęłam się zwycięsko. Położył mnie na łóżku i ucałował w czoło.
-Kocham cię. Dobranoc młoda.-Uśmiechnął się czule. Lubiłam gdy tak robił...Był wtedy moim najukochańszym braciszkiem. Pomimo tego, że potrafił grać na nerwach, kochałam go. 
Położyłam głowę na poduszkach, a telefon za wibrował dając znak o nowej wiadomości.
 Uśmiechnęłam się lekko. Tak-na pewno zostaniemy przyjaciółkami. Jesteśmy do siebie podobne jak siostry. Teraz zachowuję się psychicznie-wiem, ale to będzie pierwsza przyjaciółka w Polsce. 
Położyłam głowę na poduszkach i zamknęłam oczy, które i tak po chwili otworzyłam. Zobaczyłam siedzącego na parapecie chłopaka.
-Co ty tu robisz?-Spytałam cicho.-I skąd znasz mój adres?-Przeraziłam się.
-Chciałem pogadać. Mam twój adres, bo cię raz śledziłem.-Mruknął.
-O czym chcesz gadać?-Spytałam przewracając oczami.
-O nas, Luna. Wiem, że dowiedziałaś się o wilczej krwi płynącej w moich i twoich żyłach. Jednak nie wiem czemu chcesz urwać kontakt.-Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Patryk...Ja jestem naznaczoną. Nie chcę krzywdzić ciebie, Maćka i wielu innych osób, na które mogę mieć wpływ. Przede wszystkim nie chcę być granatem, który wybuchnie i zniszczy wszystko wokół.-Powiedziałam unikając kontaktu wzrokowego.
-Nie wiedziałem, że jesteś naznaczoną. Moi rodzice zachowywali się dziwnie gdy im o tobie powiedziałem, a teraz wiem czemu. To nie zmienia faktu, że zakochałem się w tobie Luno.-Spuścił wzrok na swoje buty, a ja zaczęłam bawić się bransoletką.
-Nie jestem pewna swoich uczuć, ale wiem, że czuję coś co nie pozwala mi o tobie zapomnieć.-Powiedziałam patrząc na jego sylwetkę.
-Ja będę spadał.-Powiedział i skoczył do krzaków. On ma coś czego nie da się opisać...Jest opiekuńczy, odważny, cierpliwy, PRZYSTOJNY, czarujący, mądry, PRZYSTOJNY i błyskotliwy. Która dziewczyna by go nie pokochała? Jest ideałem, ale i moim przekleństwem. Co gdybym nie wróciła do Polski, do Gdańska? Nie spotkałabym ani Maćka, ani Patryka, ani Abby, która jest dziewczyną o złotym sercu, takim jakim ma moja mama. 
Usnęłam myśląc nad tym co będzie gdy wyjadę.

/Byłam na imprezie, ale nie wiedziałam z jakiej okazji. Miałam na sobie prześliczną, balową suknię w kolorze brzoskwini, z kryształami na gorsecie i na samym dole sukienki. Wokół tańczyli różni ludzie, których kojarzyłam, ale nie znałam. Usłyszałam głos Patryka, który nie wiadomo skąd pojawił się przede mną w garniturze. Wziął mnie do tańca. Kiwaliśmy się w rytm muzyki, a gdy zakręcił mną wokół własnej osi nie zobaczyłam Patryka tylko Maćka, jak zwykle z wielkim uśmiechem na twarzy. Gdy wolna piosenka się skończyła on po prostu się rozpłynął...Tak samo wszyscy zebrani wokół ludzie i piękna sala. Znalazłam się na opustoszałej drodze. Zaczęłam biec, co chwila potykając się o materiał sukni balowej. Usłyszałam wycie, a po chwili obok pojawił się wilkołak. Nie zwróciłabym uwagi na ten szczegół gdyby nie obłok dymu unoszący się wokół-skoro jestem wilkołakiem to czemu nie zmieniłam swojej postaci? Nadal jestem człowiekiem, ale nie zwykłym. Czułam jak wzrasta we mnie jakieś uczucie...Nie było ono zwykłym uczuciem-przeszywało całe moje ciało. Każdy oddech sprawiał ból, a serce biło jak oszalałe. Dym opadł, a ja dopiero wtedy zobaczyłam iż unoszę się w powietrzu, a oczy zaczęły świecić na czerwono. Wilkołak uciekł do lasu, a ja opadłam kaszląc krwią./

Gwałtownie nabrałam powietrza, krztusząc się przy tym. Otworzyłam oczy. Na zewnątrz świeciło słońce, a z dołu słychać było rozmowy moich rodziców. Spojrzałam na zegarek, który pokazywał godzinę 7:02. Dobra, pobiegam i ochłonę. 

~~~

Joł, Joł! Kolejny rozdział z przygód Luny Grey już za nami, a ja nie mam nic do gadania, więc ogłaszam tą notkę najkrótszą w historii! 

Love, Eski aka Luna Pumyluna (Malfoy) ;**

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz